„Dopalacze”, czyli często tzw. „twarde narkotyki” połączone z substancjami chemicznymi o syntetycznym charakterze. To śmiercionośna mieszanka.
Najwięcej ofiar „dopalaczy” to ludzie w przedziale wiekowym 15-20 lat oraz 20-25. Są to zatem zarówno gimnazjaliści jak i studenci, choć ofiarami padają także ludzie starsi, dojrzali, którzy postanowili spróbować czym są „dopalacze”.
Handlarze bardzo intensywnie promują „dopalacze”, bo są one stosunkowo tanie w produkcji a co za tym idzie, ich sprzedaż przynosi spore zyski. Handel odbywa się w internecie, ale dopalacze można również kupić w sklepach a akcesoriami kolekcjonerskimi.
Nieznany i zmieniający się skład „dopalaczy” powoduje, że w przypadku zatrucia bardzo trudno jest lekarzom podejmować konkretne leczenie. Z reguły polega ono na niwelowaniu negatywnych skutków toksycznych substancji, które dostały się do organizmu. A zatem jest to głównie leczenie objawowe.
– Bardzo często pacjenci po zażyciu dopalaczy są bardzo pobudzeni, wręcz agresywni, nie panują na czynami, są zamroczeni, mają podwyższone ciśnienie. W takich sytuacjach mamy do czynienia z zagrożeniem życia – słyszymy od gdańskich lekarzy.
Co grozi handlarzom? Tu prokuratorzy mają problem, ponieważ nie wszystkie „dopalacze” znajdują się na liście substancji zakazanych. Ale w istnieje możliwość postawienia zarzutów polegających na nieumyślnym spowodowaniu śmierci, za co grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. Zdarza się, że takie zarzuty są stawiane.
Przypomnijmy, że po słynnej, ogólnopolskiej, rządowej akcji zamykania sklepów z dopalaczami, która miała miejsce w 2010 roku – liczba ofiar tych niebezpiecznych substancji znacznie spadła. Od jakiegoś czasu zaczyna jednak regularnie wzrastać. W ostatnich dniach na śląsku zatrutych zostało ponad 300 osób.